Zniewolony umysł, zbuntowane ciało
Aktualizacja: 26 stycznia, 2021
W pracy „Dochodząc do zgody” antropolog W. L. Urny pisze, iż na przestrzeni ostatnich dwóch i pół miliona lat człowiek jawi się jako istota nieskłonna do wszczynania walk czy wojen. Dopiero w przeciągu ostatnich dziesięciu tysięcy lat człowiek stosuje przemoc.
Agresję tłumaczymy wieloma czynnikami, przeludnieniem ziemi, naturą człowieka czy poszukiwaniem wciąż nowych doznań. Dziś nie muszę zdobywać informacji o nowych konfliktach, wojnach i aktach agresji. Jestem świadkiem jednoosobowych wojen, które toczą ze sobą moi klienci. Jak zawsze efektem są nieporównywalne straty, wyniszczone ciała i umęczone dusze. A ponoć, jak pisze Urny wystarczy tylko poszukać porozumienia.
Obraz ciała
Jako pierwszy zawinił Platon. Może to zabrzmieć dziwnie, ale on jako pierwszy oddzielił ciało od duszy. Hyży pisze, Platon traktował ciało
jako miejsce tego wszystkiego co grozi duszy utratą kontroli, co ją przytłacza, niszczy i staje na drodze do uzyskania doskonałości*.
Dlatego, aby móc ocalić duszę, należy odciąć się od ciała. Należy ignorować jego potrzeby (pokusy), nie dać się zwieść jego podszeptom. Na tej podstawie wyrosły niektóre zgrupowania chrześcijańskie, które nadal pogardzają ciałem, namawiając wręcz do samoumartwiania czy aktów autoagresji. Wolf pisze, że tak naprawdę dopiero rewolucja przemysłowa, która wyłoniła klasę średnią, zwróciła uwagę na wygląd kobiety. W tym czasie płeć piękna zaczyna być postrzegana jako ozdoba salonów. Wcześniej, wartość kobiety wyznaczały jej możliwości do pracy, wypełniane obowiązki, płodność czy koligacje rodzinne. Owszem zwracano uwagę na wygląd kobiety, ale w przeciwieństwie do czasów dzisiejszych, wygląd zdawał się być tylko dodatkiem, a nie wyznacznikiem wartości.
Współcześnie, większość kobiet odczuwa niezadowolenie ze swojego ciała, wzmocnione poczuciem niedoskonałości, wstydu i winy. Na każdym kroku spotykamy się z apelami do dyscypliny. Otaczające nas informacje są jasne. Możesz zrobić ze swoim ciałem co chcesz, wyglądać jak Lara Croft, Penelope Cruz czy inna sex bomba, a jeśli nie masz jeszcze takiego ciała to znak, że coś z tobą nie tak; jesteś leniwa, niezdyscyplinowana, a nawet głupia. Po prostu wstyd mi za ciebie. Każda szanująca się kobieta powinna konstruować swoje ciało poprzez dietę, ćwiczenia, sposób poruszania się, makijaż, fryzurę, ubranie i oczywiście szereg różnych zabiegów, począwszy od kosmetycznych po chirurgiczne. Konstruowanie swojego ciała staje się, w poczuciu kobiet obligatoryjne. Coraz częściej sądzimy, iż jeśli nie spełnimy niedościgłego skądinąd ideału, po prostu wypadniemy z obiegu życia, staniemy się bezwartościowe i niepotrzebne. W takiej sytuacji zaczynamy traktować swoje ciało, jak największego wroga, który odbiera nam możliwość prawdziwego i pięknego życia, jakie widzimy w mediach.
Wojna o piękną sylwetkę
W rzeczywistości przychodzą do mnie kobiety umęczone ciągłą walką z nadwagą. Młode dziewczyny, które nie mają już sił na dalsze boje. Słyszę od nich, że mają dość, katowały się najróżniejszymi dietami. Nie mają też innego pomysłu na ujarzmienie swoich ciał, aby w końcu się poddały, aby w końcu w lustrze uśmiechnęła się do nich kobieta z bilbordu. Wstydzą się swoich uczuć, kolejnej porażki w tej bitwie. Zgłaszają swoje lęki, opowiadając: „ja boję się jeść, za każdym kęsem czuję, że znów przytyje”. Kiedy mówię „Proszę się nie bać” patrzą na mnie jak na kosmitkę, a przynajmniej osobę nie w pełni rozgarniętą umysłowo. Pogrążam się jeszcze bardziej, kiedy mówię „Proszę usiąść i zjeść spokojnie, niech Pani poczuje ten smak i ucieszy się tą chwilą, proszę jeść świadomie”.
Kiedyś punkowy zespół „Dezerter” rozpoczynał swoją płytę (w zasadzie jeszcze kasetę) „Ile procent duszy” od monologu: „Jest wiosna 1994 roku. Od zakończenia drugiej wojny światowej nie było za ziemi ani jednego dnia pokoju. Na skutek działań elit politycznych, ludzie dzisiaj giną. W byłej Jugosławi, w Irlandii Północnej (…)”. Jeśli ktoś kiedykolwiek miał nadwagę, wie o czym mówię. Od pierwszego dnia rozpoczęcia wojny ze swoim ciałem, walka trwa i z każdym dniem ponosimy coraz większe straty. Osoby, które rozpoczęły batalię prawdopodobnie nigdy nie zaznają spokoju. No chyba, że… zmienią strategię.
Zniewolony umysł, zbuntowane ciało
Ciało zniewolonego umysłu musi się bronić. Kiedy znów odkrywamy kolejną dietę cud, o jeszcze niższej wartości energetycznej lub kiedy omamione obietnicami podejmujemy monodiety nasz organizm musi się bronić. Widząc, że szykuje się zagłada i nie ma czym się odżywić, zaczyna swój bunt. Jako jedyny rozsądny w tym duecie zaczyna magazynować energię, wysyła do mózgu informacje o swoich potrzebach. Wyrozumiały czeka, aż mózg w końcu zrozumie. Przerażone „chudymi latami” ciało przy każdej sposobności będzie magazynowało energię. Kiedy w końcu się poddamy, bo poddać się musimy, wszak dążenie do samozagłady nie jest naszą domeną, znów pojawiają się czarne myśli, wyrzuty sumienia, zaniżone samooceny, lęk i wstyd.
Zdaje się jedynym słusznym rozwiązaniem w tej sytuacji jest współpraca. Najwyższy czas posłuchać swojego ciała, potraktować je jak najbliższego przyjaciela, gdyż to właśnie z nim spędzimy całe swoje życie. Wsłuchując się w swoje potrzeby, otaczając je troską i zrozumieniem, zaczniemy jeść rozsądnie, uprawiać sport, gdyż to będzie nam potrzebne. W konsekwencji akceptacji i zrozumienia potrzeb naszego organizmu dostosujemy do nich nasz sposób odżywiania i inne zachowania społeczne, prozdrowotne itp. Wtedy łatwiej będzie nam uzyskać wagę optymalną dla siebie, natomiast efekty utrzymają się długo.
Literatura:
*cytat: E.Hyży, Kobieta, ciało, tożsamość, 2003 Kraków
Ury W., Dochodząc do zgody, 2006