„Designer Drugs” – zagrożenie wynikające z niewiedzy
Aktualizacja: 23 lutego, 2024
’Designer Drugs’ to substancje chemiczne wykorzystywane do celów medycznych i naukowych. Stosowane są wyłącznie w celach badawczych pod kątem użycia w medycynie, dlatego też nie są one przeznaczone do stosowania na ludziach lub zwierzętach dopóki nie przejdą pozytywnie testów potwierdzających ich skuteczność i bezpieczeństwo użycia. Fakt ten nie wzbudzałby żadnych kontrowersji, gdyby nie to, że część z tych substancji wykazuje działanie psychoaktywne. Dodatkowo, nie znajdują się na liście substancji zakazanych, przez co powstaje luka prawna umożliwiająca ich sprzedaż. Dlaczego zatem “Dopalacze” uważane są za bardziej szkodliwe i niebezpieczne od narkotyków i czy rzeczywiście tak jest?
Designer Drugs – historia
Na wstępie warto zaznaczyć, że „Designer Drugs” powstały już w latach 20. Koronnym przykładem jest diacetylomorfina, która została zsyntetyzowana w odpowiedzi na delegalizacje swojej siostry – morfiny. Kolejnym przełomowym momentem są lata 60. i wielka fala psychodelików – analogów LSD takich jak: DOM czy ALD-52 wprowadzonych do obrotu chwile po delegalizacji popularnego wówczas “kwasa”. Następnie w latach 80. pojawiły się analogi opioidów i zresyntetyzowane MDMA, które obecnie używane są w eksperymentalnej terapii leczenia stresu pourazowego, lekoopornej nerwicy natręctw czy fobii społecznej.
Równie ważnym zdarzeniem jest opublikowanie “TIHKAL” i “PIHKAL” przez doktora Aleksandra 'Sashę’ Shulgina – dwóch obszernych książek traktujących o psychoaktywnych tryptaminach i fenyloetyloaminach, które to syntetyzował autor w celach naukowo-badawczych. Część z nich okazała się wykazywać działanie prokognitywne (np. 2C-B) czy terapeutyczne (MDMA).
Wtedy też powstaje MAPS (Multidisciplinary Association for Psychedelic Studies) – organizacja non-profit zajmująca się badaniem psychodelicznych substancji psychoaktywnych pod kątem wykorzystania ich w medycynie. W latach 2005–2015 następuje przełom i rynek zalewa fala analogów – nielegalnych substancji jako odpowiedź na coraz to większe restrykcje ze strony polityki antynarkotykowej. Powstają też pierwsze stacjonarne sklepy zwane smartshopami.
„Designer Drugs” a „Dopalacze”
Mimo, że z pozoru określenia wydają się być synonimami, w rzeczywistości nimi nie są. Podczas gdy “Designer Drugs” to konkretne substancje, “Dopalacze” to gotowe już produkty zawierające w sobie jedną lub najczęściej wiele substancji typu “Designer Drugs”. Ta drobna różnica niesie ze sobą wiele konsekwencji. Najistotniejsza wynika z braku informacji na temat możliwości dawkowania substancji znajdującej się w “Dopalaczu”, jak również informacji, jakie i ile związków się w nim znajduje. W tym przypadku sprawa staje się poważna, ponieważ bardzo często substancje wchodzą ze sobą w interakcje, co może prowadzić chociażby do zespołu serotoninowego, który bezpośrednio zagraża życiu lub zdrowiu. Stąd też tak duża liczba hospitalizacji.
Na czym polega zagrożenie?
Zarówno w przypadku “Dopalaczy”, jak i “Designer Drugs” mamy do czynienia z substancjami laboratoryjnymi, które nadają się jedynie do celów badawczych – ich właściwości farmakokinetyczne i farmakodynamiczne oraz toksyczność nie zostały ustalone. Przez to zażywanie tychże środków jest tym bardziej niebezpieczne, gdyż nie znane są długofalowe efekty uboczne, jak również nie jest znane antidotum, które można podać w chwili przedawkowania – tak jak jest to możliwe w przypadku benzodiazepin czy opiatów. Przy stosowaniu “Dopalaczy” dochodzi jeszcze kwestia tego, że zażywający nie ma pojęcia z jakich i ilu substancji korzysta, co powoduje dodatkowe ryzyko i utrudnia ewentualną możliwość pomocy.
Następnym istotnym aspektem jest wpływ substancji na fizjologie. Tak jak w przypadku leków, czy przebadanych substancji psychoaktywnych znane są dokładnie doraźne jak i długofalowe skutki stosowania. W przypadku “Designer Drugs” możemy jedynie przypuszczać na co wpływa dany związek poprzez analogię do podobnych strukturalnie mu substancji. Jednak i to na wiele się nie zda, ponieważ mimo podobieństwa, różnice w działaniu i toksyczności mogą być kolosalne. Tak jak było w przypadku enencjomeru (S) talidomidu. Możemy jedynie wnioskować po profilu działania, że wiele z tych substancji, głównie beta-ketony, powoduje uwalnianie dopaminy z jądra półleżącego, co wiąże się z potencjałem uzależniającym tych substancji. Dodatkowa kwestia to stres oksydacyjny będący efektem nadmiernej stymulacji układu serotoninergicznego oraz dopaminergicznego prowadzący do nekrozy tych neuronów.
Kolejnym problemem, mocno utrudniającym zarówno przebadanie związków, jak i stwarzającym kolejne zagrożenia, jest systematyczna delegalizacja nowo powstałych substancji. Tworzy się wówczas błędne koło, ponieważ zanim substancja zostanie rzetelnie przebadana, dochodzi do delegalizacji, a w jej miejsce na rynku pojawia się kolejny, jeszcze mniej przewidywalny związek.
Co dalej? Karać, edukować czy zalegalizować?
Warto zaznaczyć na wstępie, że powstanie „Designer Drugs” jest odpowiedzią na prohibicję. Choć niektóre z tych substancji znajdują zastosowanie jako środki lecznicze tym samym przyczyniając się do rozwoju farmakoterapii w wielu schorzeniach, lecz z drugiej strony psychoaktywne analogi nielegalnych substancji niosą ze sobą nieznane ryzyko wynikające z braku dostatecznej wiedzy o działaniu tych środków.
Dodatkowym i zarazem największym zagrożeniem są “Dopalacze” często będące mieszanką kilku “Designer Drugs”. Zażywane w nieznanej dawce mogą wykazywać wysoce toksyczne działanie. Bo jak wiemy dawka czyni truciznę. Dobrze obrazującym tę kwestię przykładem jest ogromna liczba hospitalizacji po zażyciu dopalacza o nazwie „Mocarz”. Podkład roślinny tego specyfiku był nasączony syntetycznym kanabinoidem o nazwie technicznej AM-2201, który został zsyntetyzowany w 2011 roku na Northeastern University, a jego działanie było zbliżone do marihuany. Powodem zatruć było dodanie zbyt dużej ilości substancji do suszu roślinnego z racji zbliżającej się delegalizacji, która miała miejsce pierwszego lipca 2015 roku.
Zatem, czy aby na pewno delegalizacja w tym przypadku ma sens? Korzystanie z substancji psychoaktywnych jest znane ludzkości nie od dziś, a historia pokazała, że prohibicja to nieskuteczne narzędzie do walki z narkotykami i w tym przypadku tylko pogarsza sytuację. W ich miejsce powstają nowe, przez to słabiej poznane i przebadane substancje niosące zagrożenia dla ich użytkowników. Odpowiednia edukacja młodych umysłów i przedstawienie im realnych konsekwencji wydaje się najsensowniejszym rozwiązaniem.
Ostatnim, w moim przekonaniu istotnym, całkowicie pomijanym aspektem są ogólnodostępne informacje n.t.: jak korzystać z “Designer Drugs”. A w zasadzie ich brak. Należy mieć na uwadze, że pewien odsetek osób korzystających z takich substancji zawsze będzie. Uświadamianie o negatywnych skutkach to jedno, jednak poinformowanie osoby, która mimo konsekwencji zdrowotnych, zdecydowała się na zażywanie, o tym jak to robić by śmiertelnie nie przedawkować to druga równie ważna informacja. Minimalizuje to ryzyko przedawkowania, co znacząco zredukuje liczbę zgonów i hospitalizacji.
Warto zastanowić się, czy nie lepiej skupić się na edukowaniu i wrócić do tego co na przestrzeni lat okazało się sprawdzone i bezpieczne, zamiast walczyć z wiatrakami i wprowadzać kolejne obostrzenia i kary, tym samym zmuszając rynek do produkcji nowych substancji. Rząd próbuje zmienić prawo ułatwiając delegalizacje, jednak czy aby na pewno tędy droga?
Literatura:
- Underground MDMA-, LSD- and 2-CB-assisted individual and group psychotherapy in Zurich: Outcomes, implications and commentary Drug Science, Policy and Law January 1, 2015 2: 2050324515578080
- „Bioanalysis of new designer drugs”. Wohlfarth A, Weinmann W (2010). Bioanalysis 2 (5): 965–79.
- „Esters of Morphine”. UNODC Bulletin on Narcotics (2): 36–38. 1953.
- „New Psychoactive Substances (NPS)”. Drug War Facts. Common Sense for Drug Policy
- „Designer drugs: how dangerous are they?”. J. Neural Transm. Suppl. (66): 61–83.
Zdumiewające, że – jak widać – jednak można u nas opublikować artykuł opisujący temat rzetelnie… ba, kompleksowo! Gratulacje dla autora za tekst i dla portalu za odwagę by go opublikować.
Dokladnie, tym bardziej ze mainstreamowe media staraja sie obecnie sprzedac kazda tragedie, nie zaglebiajac sie w szczegoly sprawy. Ma byc szokujaco i zachecajaco, a nie rzetelnie.